Do czwartej nad ranem w knajpie obok hotelu znów odbywał się koncert. Z powodu dudniącej, głośnej muzyki trudno było zasnąć. Zjadłem jajko na twardo, khoubz z dżemem i wypiłem herbatę. Mój żołądek znów nieco szwankował. Podejrzewałem szpinak… Może jednak była to ukraińska wódka? Alergia na alkohol byłaby straszna! Nie chciało mi się wychodzić na zewnątrz, Fabiane też długo czytał angielskojęzyczny dziennik wydawany w Ammanie. Na pierwszej stronie oczywiście relacja z Libii i fotografia radosnych demonstrantów. Czytałem w przewodniku o historii Jordanii, w południe powoli zacząłem pakować plecak i zostawiłem go w recepcji. Na ulicy tłok i gwar. Siedziałem jakiś czas przy nieczynnych kranach przed meczetem, obserwując przechodniów, sprzedawców dewocjonalii oraz owoców. Zrobiłem zakupy do domu, na bazarze kupiłem brzoskwinie oraz banany i wróciłem do Mansour. Przeglądałem przewodniki, pozostawione przez turystów, zalegające na rozpadającej się półce. Zainteresował mnie Jemen. Nig
Ogoliłem się, wykąpałem, spakowałem, zjadłem śniadanie i przed 6.30 czekałem przy drodze na autobus. W wiosce panowała cisza, jedynie trójka dzieci prowadziła stado owiec gdzieś na wypas. Nadjechał o 7.00 od strony wioski. Z przodu siedziało kilku mężczyzn i chłopców, z tyłu zaś same kobiety w czerni z zakrytymi twarzami. Tylko przez szpary widać było ich duże, wymalowane oczy z długimi rzęsami. Takie rzęsy, jak wielbłąda, miał też rozwoziciel wody. Tak natura zaopatrzyła ludzi, żyjących na pustyniach, chroniąc ich oczy przed piaskiem. Przez całą drogę z głośnika wydobywały się recytacje Koranu a dwóch mężczyzn siedzących przede mną przerzucało paciorki różańca. Patrzałem za okno na pustynne wzgórza. Jeszcze poprzedniego dnia przeklinałem to miejsce, kiedy utrudzony wspinałem się ciężko na kolejne wydmy. To miejsce wydawało się, jak monstrualny żywy organizm, z którym toczyłem rodzaj dialogu, gry. Czasem Wadi Rum była przyjazna. Dawała schronienie, radość z ocienionej skały, fantastyc