Przejdź do głównej zawartości

Dzień 1: Wylot

Oddech Wadi Rum siedzi mi w głowie od trzech lat. Pustynia pociąga, jest mistyczna. Mam na nogach te same sandały, które kupiłem w Ammanie w 2008 roku.

Tym razem do plecaka nie zabrałem żadnej filozoficznej lektury, żadnego Mertona, ojców pustyni, Lao-Tsego, Chatwina. Żadnego autorytetu, któryby epatował pustynię i moją w niej obecność, gloryfikując bycie – w – drodze. Jest jednak namiot, śpiwór, materac, te same, co w Roku Wędrującego Życia. Także kamera, aparaty fotograficzne i dziennik. W 2008 roku Jordania była jednym z 23 przystanków w rocznej podróży, trochę przypadkowym, bo pierwotnie nie planowałem odwiedzić tego kraju. Teraz jest celem. Przygotowałem się merytorycznie do tej podróży, jednak fizycznie czuję się słabszy niż wtedy.

Wylecieliśmy z Budapesztu i po 40 minutach lotu linią Malev na wyświetlanej trasie czerwona linia za samolotem zawróciła. Poinformowano nas, że operator z lądu nakazał powrót. Nieco podenerwowani turyści pytali stewardesę, co się stało, ale nie znała szczegółów. Przypuszczano, że z samolotem może być coś nie tak. Pomyślałem, że tak jak w sąsiedniej Syrii doszło do zaostrzenia sytuacji politycznej i być może zamknięto przestrzeń powietrzną nad Jordanią.

Czyżbym miał nie zobaczyć Wadi Rum?

To była moja druga z rzędu nieprzespana noc.

  

Komentarze

  1. W linku parę informacji które mogą się przydać przed wyjazdem do Jordanii

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dzień 8: Wydmy. Włóczęgi ciąg dalszy

Pozwoliłem sobie na dłuższe spanie i dopiero przed 9.00 wyruszyłem w drogę. Wioska o tej porze wciąż była jak wymarła, tylko kobieta w czerni krzątała się przy zagrodzie z wielbłądami po drugiej stronie ulicy, naprzeciw restauracji. O dziwo nie miałem żadnych zakwasów po poprzednim dniu, ale postanowiłem tym razem aż tak się nie eksploatować. Poszedłem wpierw w miejsce pomiędzy skałami, gdzie jak powiedział mi rozwoziciel wody, znajdowała się tak zwana sadzawka Lawrence’a. Thomas Edward Lawrence. Lawrence z Arabii. Dla wielu Arabów ten Brytyjczyk był legendą. Po studiach w Oxfordzie, kiedy Europa pogrążona była w I wojnie światowej, los rzucił go na tereny Bliskiego Wschodu, gdzie brał czynny udział w wyzwalaniu świata arabskiego spod jarzma Imperium Osmańskiego. Działał też na rzecz Wielkiej Brytanii w kolonialnych rozgrywkach z Francją. Jego terenem działań było między innymi Wadi Rum, o którym pisał w swojej książce Siedem filarów mądrości . Minąłem mały, żyzny ogródek wciśnięty

Dzień 10: …

Do czwartej nad ranem w knajpie obok hotelu znów odbywał się koncert. Z powodu dudniącej, głośnej muzyki trudno było zasnąć. Zjadłem jajko na twardo, khoubz z dżemem i wypiłem herbatę. Mój żołądek znów nieco szwankował. Podejrzewałem szpinak… Może jednak była to ukraińska wódka? Alergia na alkohol byłaby straszna! Nie chciało mi się wychodzić na zewnątrz, Fabiane też długo czytał angielskojęzyczny dziennik wydawany w Ammanie. Na pierwszej stronie oczywiście relacja z Libii i fotografia radosnych demonstrantów. Czytałem w przewodniku o historii Jordanii, w południe powoli zacząłem pakować plecak i zostawiłem go w recepcji. Na ulicy tłok i gwar. Siedziałem jakiś czas przy nieczynnych kranach przed meczetem, obserwując przechodniów, sprzedawców dewocjonalii oraz owoców.   Zrobiłem zakupy do domu, na bazarze kupiłem brzoskwinie oraz banany i wróciłem do Mansour. Przeglądałem przewodniki, pozostawione przez turystów, zalegające na rozpadającej się półce. Zainteresował mnie Jemen. Nig

Dzień 6: W stronę Doliny Rum

                Wiało mocno całą noc i szarpało moim namiotem, przez co nie wyspałem się zbytnio. Wstałem o świcie i przed 7.00 byłem już na drodze. Autobusy w kierunku Ammanu miały jechać o 7.00 i pół godziny później. Nie jechały. Na skrzyżowaniu od strony Arabii Saudyjskiej skręcały w kierunku stolicy Jordanii tylko wielkie cysterny. Kilku czekających tak jak ja mężczyzn zabrało się okazjami. Spoglądałem na zegarek obawiając się, że nie dojadę o właściwej porze do Ammanu i nie będzie już tam tego dnia autobusu do Wadi Rum. Czas mnie gonił, a chciałem jak najdłużej pobyć w tym magicznym miejscu. Miałem szczęście: dochodziła 9.00, kiedy zatrzymał się przy mnie jeep. Biała chusta z opuszczonymi rogami nasunęła mi myśl, że to Saudyjczyk. Rzeczywiście, mężczyzna jechał z Rijadu do szpitala w Ammanie, by odwiedzić swojego przyjaciela. Dobrze znał angielski i przez całą drogę, trwającą niecałą godzinę rozmawialiśmy. Khalid miał trzy żony a z nimi czwórkę dzieci. Narzekał, że z najmłodszą